Katarzyna Lena Koprowska
Stara dobra Shpella Sportive i jej nowa koleżanka – Shpella e Valbones.
Wyprawa środowiskowa Fundacji Speleologia Polska w położony w górnej części doliny rzeki Valbony masyw Maja Cet Harushes (2421 m n.p.m.) w górach Prokletije w Albanii była kontynuacją cyklicznych działań eksploracyjnych organizowanych od 2007 roku przez Mariusza Poloka, najpierw z Avenem Sosnowiec, a od roku 2011 wspólnie z Avenem i FSP. Działania te wspierali także grotołazi z innych klubów oraz z zagranicy. Tegoroczna edycja jednocześnie była inna od poprzednich i wyjątkowa pod wieloma względami.
Przede wszystkim była dla nas wszystkich wielkim wyzwaniem logistycznym. Czasy zarazy bynajmniej nie pomagały nam ani w ogarnianiu sanitarnie podzielonej rzeczywistości, ani nie przyspieszały zaplanowanych progresów, piętrząc co chwilę problemy natury biurokratycznej.
Ponad to – po pierwsze – poza oczywistym eksploracyjnym charakterem wyjazd tym razem zasiliła ekipa naukowców. W ramach prowadzonych badań biospeleologicznych zebrano z różnych głębokości (sięgających nawet -200 m) zasiedlające jaskinie chrząszcze, pająki, muchówki, szarańczaki i wije. Materiał jest w trakcie oznaczania, ale liczymy na nowe, endemiczne gatunki. Wbrew obiegowej opinii, że w takim miejscu na pewno nie występują nietoperze, w przeprowadzonych badaniach chiropterologicznych, stosując pułapki dźwiękowe, potwierdzono wstępnie obecność aż 9 gatunków nietoperzy, z czego 7 występowało na wysokości powyżej 2100 m n.p.m.
Po drugie – międzynarodowa. Zaprosiliśmy do współpracy kolegę Włocha, dzięki któremu do wyprawy dołączyli członkowie dwóch tamtejszych speleoklubów: Gruppo Grotte Treviso oraz Club Speleologico Proteo z Vicenzy.
Po trzecie – środowiskowa, bardzo demokratyczna w swojej strukturze i organizacji, ponieważ każdego dopuściła do głosu, procesów decyzyjnych oraz działania. No i tutaj ta długa nudna, acz ważna część niczym napisy końcowe w filmie pełnometrażowym: wszystkich trzeba wymienić, nikogo nie można pominąć. Poza 4 członkami z Włoch w skład weszło 19 speleologów i grotołazów reprezentujących 7 klubów z Polski (w porządku alfabetycznym): Jeleniogórski Klub Jaskiniowy, Klub Alpinistyczny Grupy Beskidzkiej GOPR, Sekcja Grotołazów Wrocław, Speleoklub GAWRA z Gorzowa, Speleoklub Łódzki, Wałbrzyski Klub Górski i Jaskiniowy, Wielkopolski Klub Taternictwa Jaskiniowego pod egidą Fundacji Speleologia Polska.
Po czwarte – pod nowym kierownictwem. Dotychczas głównym organizatorem i dyspozytorem zadań był Mariusz Polok – fundator FSP. W tym roku pieczę nad nami sprawowała świeża krew – Michał eMCe Macioszczyk – myślę, że z satysfakcją dla niego i dla zespołu.
Wyjazd trwał od 13 do 29 sierpnia 2021. Głównymi celami postawionymi na ten dwutygodniowy pobyt były: rekonesans powierzchniowy w poszukiwaniu nowych otworów, weryfikacja tematów otwartych, ale rokujących oraz oczywiście działania w najgłębszej w tym rejonie AVL 70 czyli Shpella Sportive. Logistykę i tworzenie naszej bazy w górach mieli wesprzeć miejscowi pasterze transportem konnym i osobistym. Mimo owocnych negocjacji działania te nie przebiegły tak płynnie jak zakładaliśmy. To z kolei wpłynęło na budowę bazy, organizację zaplecza kuchennego i technicznego oraz założenia prowadzenia działań w małych grupach delegowanych do konkretnych zadań. Niezależnie od wygenerowanego bałaganu już pierwszego dnia we wtorek do akcji jaskiniowej przy zabezpieczeniu wiszącej wanty przy wąskim przełazie w Shpella Sportive został wydelegowany 3-osobowy zespół, a zaraz po wykonaniu tego zadania do działania przystąpiła grupa poręczująca. Reszta załogi miała w tym czasie postawić bazę, ponieważ jednak nie było z czego – zajmowała się głównie transportami do góry, przede wszystkim sprzętu osobistego.
Po rozłożeniu pułapek i innych narzędzi badawczych w dole doliny, sztolniach i jaskinkach m.in. Shpella Haxhise, we wtorek dołączył do nas na górze zespół badawczy. W związku z tym niezależnie od tego kto dokąd i w jakim celu wychodził, otrzymywał zestaw małych probówek, pojemniczków i innych różnych narzędzi pomiarowych, aby pozyskiwać materiał do analizy. Trzeba przyznać, że wszyscy się do tego zadania bardzo rzetelnie przykładali. Mimo iż zwykle chodzimy po jaskiniach i wydaje nam się, że nic w nich nie ma, to przy tak sfokusowanej uwadze spotykaliśmy żyjątka na każdym kroku i naprawdę różnej głębokości – niekoniecznie tylko w strefie przyotworowej.
Kolejny dzień – środa – przyniósł ochłodzenie i deszcz, ale również więcej oszpejonych grotołazów w gotowości. W związku z tym dwa zespoły działały pod ziemią: w AVL 70 przy poręczowaniu oraz AVL 81 przy weryfikacji partii za zaciskiem. Reszta, której uprzęże i kaski ugrzęzły gdzieś po drodze w transportach, podzielona na mniejsze grupy i rozproszona w różnych kierunkach miała działać powierzchniowo. Niestety burzowa aura skutecznie udaremniła te ruchy i trzeba było oddać szacunek naturze organizując dzień bazowy. Oczywiście zaprocentował pyszną obiadokolacją i wieczorem przy ognisku, co jak wiemy w rejonach krasowych nieczęsto się zdarza.
W czwartek zespoły weszły już również w tryb grafikowy. Jeden zawsze zostawał na bazie przy radiach odnotowując wszystkie aktywności w dzienniku łączności. Kolejny – rotujący zespół pomiarowy – działał głównie w Shpella Sportive poprawiając jakość głównego ciągu. Eksploracja z AVL 81 przeniosła się do poręczowania nowo odkrytej tuż obok AVL 110. Wieczorową porą dotarły i zadziałały panele słoneczne, więc nie musieliśmy się już martwić o ładowanie wiertarek i krótkofalówek. Życie obozowe zaczęło nabierać rumieńców.
Mariusz Polok
Największych jednak w piątek – kiedy rano na horyzoncie wyłonili się koniarze i w końcu dojechała długo oczekiwana reszta worów z brakującymi linami, sprzętem oraz jedzeniem. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Mogliśmy uzupełnić braki wypełnione pomysłowością i spontaniczną improwizacją, rozpakować się docelowo oraz zorganizować tak jak to sobie zaprojektowaliśmy jeszcze w Polsce przed wyjazdem. Zadania były już dość dobrze zdefiniowane i rozdzielone. Power Girls prowadziły działania w rejonie lodowej AVL 106, zespół pomiarowy kontynuował prace w Shpella Sportive, a drugi złożony głównie ze świeżaków w tej dziedzinie, mierzył Cave Sniperem i domykał temat AVL 81 od otworu przez zacisk (Ciasna Lena) aż do zamykającego się meanderka. Daro wraz z grupą Włochów weryfikował okolice AVR 97 tzw. Shpella Collapsa, jednak bez możliwości podjęcia tematu w tym roku przez ogromne ilości zalegającego lodu. Natomiast dużo emocji dostarczyła nam “Stodziesiątka” – uroczyście przemianowana na Shpella e Valbones. Puszcza – więc trochę zaraża nas eksploracyjnym szałem, ale… Przy otworze o mało nie przygniata nam jednego zawodnika poluzowanym ogromnym blokiem skalnym. To wydarzenie wszystkich nas wybitnie uczula na kwestie bezpieczeństwa. Choć każdego dnia czujemy, że jest ostro i krucho, że trzeba mieć oczy naokoło głowy, a zalecenia robienia przepinek co 10 m nie są z palca wyssane, to takie zajście jest upomnieniem na miarę wykrzyknika i czaszki z katalogu Petzla.
Wiatru w żagle nabraliśmy w sobotę. W Shpella Sportiva – dalej mierzenie, poręczowanie nowych ciągów, eksploracja obiecujących miejsc oraz wejście do ciągów i salki roboczo nazwanych na cześć odkrywców Partiami EWIAN. W Shpella e Valbones prace przy zabezpieczeniu wejścia. Powierzchniowa lista długa i rozległa terytorialnie, speleo-stonka penetruje Alpy Albańskie: AVR 33, AVR 34, AVR 37, AVR 40, AVR 111, AVR 112, AVR 113, AVR 114… Wśród tych tajemniczo wyglądających numerków kryje się również nie lada gratka. Jeden z naszych zespołów w składzie polsko – włoskim zainteresował się jaskinią z… zalegającym lodem! Była ona już wcześniej rozpoznana jako AVL-R-52/2009 (D. Piętak wtedy SD teraz FSP, Z. Wiśniewski AVENi D. Sprych SDG), więc obserwacje mogły już mieć charakter porównawczy. Natomiast naukowa dociekliwość i exploracyjna żyłka pozwoliły przeprowadzić badania temperatury, wilgotności, samej struktury lodu oraz kartowanie. Dzięki temu możemy podzielić się tym jednak dość rzadkim i egzotycznym jak na warunki bałkańskie faktem i przypisać jako niewątpliwy sukces wyprawy – o wdzięcznej nazwie Shpella “Akullt”.
Jak zatem widać – robota wre! Zmiany wychodzą zaraz po wspólnym śniadaniu o 9:00 a wracają… kiedy wracają – bo czasem pracy jest tak dużo i jest taka wciągająca, że ostatni do bazy dochodzą długo po zmroku.
Nie umniejszając wielkości i znaczeniu wszystkich niedzielnych działań zespołów tak naziemnych jak i podziemnych, w niedzielę wielką radość przysparza nam poręczowanie w Shpella e Valbones, które połyka kolejne 150 m liny i… się nie kończy. W związku z tym decyzją kierownika małymi krokami wycofujemy wszystkie siły i sprzęt z rozproszonych po całym regionie akcji i skupiamy się na tym jednym celu. Zostawiamy przodki w Shpella Sportive na następny rok, robimy tam ostatnie domiary i już wpuszczamy 2 prężnie eksplorujące zespoły do e Valbones: pierwszy poręczujący – z kolejnymi 120 metrami sznura możliwą dostępną na tę chwilę liczbą plakietek, a w pogoni za nimi, na popołudniową zmianę, drugi – mierzący. I co? Nadal mało! Jesteśmy już mniej więcej na -300 m i dalej puszcza. No nic, tylko się cieszyć. Tylko że metry w jaskini się nie kończą, a dostępne metry liny już są niestety policzone. Do końca się jednak nie poddajemy. W poniedziałek poręczujemy już wszystkim co mamy, docieramy na -395 m i… końca nie widać. Zespół pomiarowy dojeżdża do węzła na końcu liny, kamień sondujący leci z echem, leica nie zdradza gdzie jest dno tej ciemności. W tym roku już głębiej nie zjedziemy. Przyjmujemy to z motylami w brzuchu i małym uśmiechem satysfakcji, bo udało się coś, czego tak naprawdę chyba nikt się nie spodziewał. Jednak skoro nie możemy dalej pracować, to trzeba zbierać się do powrotu. Doświadczenie z początku wyprawy nie pozwala nam liczyć na transport konny, więc sen z powiek spędza nam wizja składania bazy, depozytów, noszenia worów na dół oraz stania na wszystkich po drodze granicach w ostatni weekend wakacji.
rys. Sławomir Parzonka
Aby jednak ostatnia nuta nie brzmiała tak nostalgicznie – w dolinie na bazie u Kola czeka na nas uroczysta kolacja, a wraz z nią wiele słów o wdzięczności, spełnionych marzeniach, dobrej organizacji, wspaniałej pracy zespołowej i zaangażowaniu. Są podziękowania od starego kierownika dla nowego i od nowego dla starego, są podziękowania osobiste i zespołowe, przemowy po polsku, angielsku oraz włosku. Są życzliwe gesty i uściski, małe gifty i duże niespodzianki, wielkie nadzieje i ogromne rokowania na następne lata, czym dzielimy się również z czytelnikami “JASKIŃ” by pokazać, że SPELEO jest wystarczającym wspólnym mianownikiem i motywacją do owocnej współpracy i integracji ponad jakimikolwiek podziałami – na poziomie międzyklubowym i międzynarodowym, a więc środowiskowym – czego sobie dalej i Wam również życzymy.
W tej edycji udział wzięli (w porządku alfabetycznym):
Marcin Budyń Bugała (WKGiJ), Grzegorz Czopor (JKJ), Aleksandra Dębicka (JKJ), Sara Di Ferrante (GGT), Tomasz Żołnierz Gąsiorek (GAWRA), Paweł Bajorny Jeziorny (JKJ), Krzysztof Diablik Juszyński (SŁ), Joanna Kocot-Zalewska (niezrzeszona), Katarzyna Lena Koprowska (KA GB GOPR), Rafał Tadek Ksiądzyna (JKJ), Michał eMCe Macioszczyk – kierownik (WKTJ), Federico Narduzzi (GGT), Sławomir Sławciu Parzonka (WKGiJ), Andrea Pereswiet-Soltan (CSPV), Dariusz Daro Piętak (FSP), Justyna Juti Pokorska (WKGiJ), Łukasz Pokor Pokorski (KA GB GOPR/WKGiJ), Mariusz Maniek Polok (FSP), Ewelina Rejczel Raczyńska (SGW), Alberto Righetto (GGT), Magdalena Słupińska (FSP), Magdalena Staniszewska-Bugała (WKGiJ), Aneta Włoszek (niezrzeszona).
Statystyki wyprawy: Shpella e Valbones długość 556 m; głębokość -395 m Shpella Sportive długość 664,4 m; deniwelacja 263,2 m (-256,6 ; +6,6) Shpella „Akullt” długość 127 m; głębokość – 67 m liczni jaskiniowi statyści, którzy jeszcze nie odkryli przed nami wszystkich swoich tajemnic.