2011 Alpy Albańskie, Lugina Valbones – Shpella Sportive

Dariusz Piętak

Rejon, wyniki i podsumowanie

Rejon działania: Alpy Albańskie,
Dolina główna: Lugina Valbones, dolina szczególna: wisząca dolina Ljugu Bolcit.
Otoczenie bezpośrednie: wierzchołki w pobliżu Maja Ismet Sali Brucaj 2527 m n.p.m, Maja Cet Harushes 2421,7 m n.p.m. i Maja Malgashit 2319 m n.p.m.
Najniższy punkt doliny: Ljugu Bolcit 1985 m n.p.m.

Jaskinia: Shpella Sportive,
Wysokość otworu 2040 m n.p.m, ekspozycja otworu N (północna), wysokość względna nad dnem doliny 65 m.
Dane systemu: długość 683 m (tylko ciąg główny), deniwelacja 264 (+5 -259), punkty charakterystyczne (na przekroju): Most -26 m, dno Lewej Studni -45 m, Stare Dno -133 m, Drugie Dno -264 m. Kierunki ciągów od otworu: SSE, E, SSW.

Podsumowanie:
Kontynuacja ubiegłorocznej (2010 r.) eksploracji w jaskini Shpella Sportive.
Zmiana lokalizacji obozu górnego na okolice jeziorka – jedynego źródła wody w zawieszonej dolince Ljugu e Bolcit.
Eksploracja głównego ciągu do głębokości -133 m (Stare Dno). Następnie koncentracja na odchodzącym 30 m wyżej meandrze – podążając za przewiewem powietrza osiągnięto głębokość -264 m (Drugie Dno). Jaskinia jest silnie rozczłonkowana. Kilkadziesiąt metrów nad obecnym dnem odchodzą partie, które rokują duże nadzieje na nowe odkrycia. Obserwowany silny przewiew powietrza.
Depozyt sprzętowy do eksploracji w przyszłym sezonie.
Lokalizacja innych potencjalnych miejsc przyszłej eksploracji.

Shpella Sportive Damian w przełazie
fot. Magda Słupińska

Impresja

7:10, sierpniowy poranek pod Maja Ismet Sali Brucaj. Nastawiam kawę i kątem oka widzę wychodzącego z namiotu Jurka. Oznacza to dwie kawy i również to, że będą z mlekiem, bowiem Jurek przemycił na własnym grzbiecie puszkę skondensowanego na tę właśnie okoliczność. Zasadniczo jeszcze tylko cukier w tabletkach… i czas na porannego papierosa. No nie, żeby nałóg czy coś równie dekadenckiego, ot tak, by odwlec czas porannego klejenia kombinezonu. Nowe partie jaskini SS za meandrem Żwirek są mało przyjazne i trochę poniewierają, zarówno ludźmi jak i sprzętem. No…, ale puszcza. I o to chodzi. W czasie poprzedniej akcji, szukając drogi przez zawalisko Schmeltzkase, tracę całkowicie kombinezon, tak więc na dokładkę butów, które wcześniej zjadły gryzonie, mam jeszcze goły, dajmy na to, grzbiet. Jest jednak niezawodny Jurek i używamy jego sprzętu na zmianę, tyle że nie możemy eksplorować razem, a szkoda.
Od kilku dni działamy w systemie szycht trzyosobowych, co pozwala nam na realizację dokumentacji, transportu i eksploracji „za jednym zamachem”, jako że skład teamu jest zaledwie 6-osobowy. Zespoły dwuosobowe, dla przyjętej przez nas strategii, nie mają zatem większego sensu i trącą utratą płynnej mobilnośći w zakładanej eksploracji, stosowanej patentowaną przez Aven izolacyjną metodą AVE.

Rok temu udaje mi się wraz ze Stanleyem odgrzebać dziurkę w zawalisku, by po kilkunastu metrach pionu, za namową i silną motywacją ze strony Stanleya właśnie (wyczerpanych 6 akumulatorów i trochę połamanych wierteł + laubzeg – to efekt skutecznego zastosowania Damiana jako przyrządu do poszerzania zacisku), przejść tzw. górny, dość psychiczny zacisk w wersji „prosto w studnię”, co nawet – o dziwo – po tych paru latach uprawiania „speleołaźnictwa sarkastycznego” robi i na mnie spore wrażenie. Bowiem znowu mogę się uważać za szczupłego, co zapewne wzbudzi zazdrość moich przyjaciół (z nostalgią za niemożliwym). Impresja owa, głównie dlatego, że stając na krawędzi Mostu w obliczu systemu czterech równoległych studni, mogę sobie krzyknąć do Stanleya: „Stasiuuu, bierz wszystkie liny i drugą wiertarkę”. – Yeahhh… puściło! Hmm…, czuć jaskinią – konstatuję sobie radośnie, pomagając Stasiowi dobujać się z worami do trawersu nad Lewą Studnią (P-48, która okazała się ślepa). No to robię depozyt wody i słodyczy na trawersowych poręczówkach, bo pod nami czeluść. Zapowiada się na sytą akcję…
A swoją drogą, na piątej już wyprawie w te góry, wreszcie udało nam się przebić przez tę nużącą już barierę, którą spotykaliśmy gdzieś na wysokości 2100-2200 m n.p.m. W ciągu dwóch ostatnich wypraw zbadaliśmy w okolicy około 150 obiektów, zwykle o głębokości 50 – 70 m, z tego zaledwie kilku z nich nadaliśmy z Mańkiem gps`owy atrybut „perspektywicznych”. Tu muszę dodać, że od początku cyklu wypraw priorytetem była pedantycznie dokładna dokumentacja kartograficzna badanego rejonu, która miała dla nas ważniejsze znaczenie niż sama eksploracja stricte.

Shpella Sportive – pomiary
fot. Damian Sprycha

Tegoroczną wyprawę rozpoczynamy od poprawy bezpieczeństwa i udrożnienia obu ciasnych miejsc w początkowych partiach jaskini. Za przymiar służy nam Maniek, do którego gabarytów dopasowujemy rozmiar jaskini. Ta część operacji, wraz z podwieszaniem want i transportem, jest dość czasochłonna, jednak w efekcie daje nam bezstresową i bezpieczną płynność komunikacyjną.
Zespół M. Słupińska, D. Sprycha, J. Zygmunt eksploruje do -140 m, osiągając miejsce nazwane Starym Dnem. Z relacji Magdy wynika, że robi się coraz ciaśniej. Ja tam jej wierzę, bo to nie pierwsza nasza wyprawa, i skwapliwie korzystając z tej informacji, pielęgnuję nadzieję by tam nie zjeżdżać. W czasie więc swojej akcji zjeżdżam zaledwie pierwsze 20 m w kierunku Starego Dna, by podciągnąć wory z liną i sprzęt, zaś kontynuujący się problem odłożyć na inny czas. Drugi zespół M. Polok, Z. Wiśniewski, D. Piętak w czasie zjazdu trawersuje na półkę doprowadzającą w konsekwencji do meandra Żwirek i wchodzi w główny, aktywny ciąg jaskini, kontynuując eksplorację przez system zawalisk (Schmeltz) do formacji Brzytwy (na głębokości -180 m). Jest duży przewiew i słuszna kubatura. Zjeżdżam jeszcze dwa prożki i deponuję liny na następną szychtę. Dochodzą chłopaki, z informacją że coś wypatrzyli po drodze i zrobili domiary „na zaś”. Jaskinia zmienia charakter z błotnego i zawaliskowego na kaskadę ostrych progów, które Damian zaporęczował firankowymi trawersami. Efekt jest nadspodziewanie dobry, gdyż docieramy do gangów z potężnym przewiewem i licznymi studniami ciągów.

Shpella Sportive Uszy Królika – zjazd do Meandra Żwirek
fot. Damian Sprycha


Kolejna szychta. Czekam na Mańka i Staszka, którzy robią pomiary i rysunki, poganiając wory. Drobna przerwa – walczą z transportem w kolejnym zacisku. Z nudów poprawiam oporęczowanie i myszkuję po bokach. W końcu, jako że rozpiętość obecnych ciągów jest mocno kontaktowa, zaczynam poręczować nowe galerie i trawersy aż do kolejnej większej studni (Studnia z Balkonami). Wygląda na niemałą, więc czekam na chłopaków. Charakter jaskini nieco się zmienia na bardziej suchy i nieaktywny, jednak już po pierwszych metrach zjazdu jestem z powrotem w ładnie mytych partiach nie pozbawionych wody ale i urody. Studnia trudna – kombinuję zatem tak, nie żałując boltów w stropach, by chłopakom jechało się wygodnie. O… jest i nagroda = brakło mi lin. Dojeżdża obładowany Maniek. Na wielkiej półce, z koneksją do sąsiedniej, nieznanej studni, w lekkim deszczu robimy clear i depozyt reszty sprzętu oraz końcowe pomiary, po czym wracamy do zmarzniętego Staszka.
Kolejna akcja zamiennego zespołu doprowadza na dno 30-metrowej, bardzo efektownej studni. Nieco niżej, na głębokości -264 m, mały strumień bezpowrotnie ginie w żwirowych namuliskach, wyznaczając Drugie Dno. Na szczęście ok. 60 metrów wyżej udało się zlokalizować solidny przewiew, dający nadzieję na kontynuację głównego ciągu w tym właśnie miejscu.

Kolejna akcja zamiennego zespołu doprowadza na dno 30-metrowej, bardzo efektownej studni. Nieco niżej, na głębokości -264 m, mały strumień bezpowrotnie ginie w żwirowych namuliskach, wyznaczając Drugie Dno. Na szczęście ok. 60 metrów wyżej udało się zlokalizować solidny przewiew, dający nadzieję na kontynuację głównego ciągu w tym właśnie miejscu.


Praktycznie ta ostatnia akcja wyczerpała realizację założonych celów i programu tegorocznej wyprawy. Wszystko zakończyło się tak, jakby ktoś to zaplanował – liny „wyszły” co do metra, ostatnia akcja była przedostatnim dniem pobytu i nawet żywność była „na styk”. Na koniec nawet „niezniszczalny” Jurek przestał gonić z aparatem miejscowe robactwo i inne latające potwory, zabierając się z zapałem do palenia śmieci. Po masywnym zejściu kilometrową ścianą, wieczorem u Kola liżemy rany, smakując wreszcie wymarzony zestaw alpejski czyli cafe turke + rakija. I o to właśnie chodziło.

To jeszcze nie koniec:
W środowiskowej wyprawie Speleoklubu Aven w Sosnowcu udział wzięli: Darek Piętak, Mariusz Polok – kierownik, Magda Słupińska, Damian Sprycha, Zbyszek Stanley Wiśniewski, Jurek Zygmunt oraz Gosia Polok (gość wyprawy).

Podziękowania:
Pomiary w trakcie wyprawy już tradycyjnie wykonano urządzeniem Cave Sniper autorstwa Jacka Wójcickiego, przy wspomaganiu programu Krecik. Wielkie dzięki dla konstruktorów za opiekę softwearową nad sprzętem oraz fundacji Speleologia Polska za jego udostępnienie. Poręczowanie prowadzono przy zastosowaniu innowacyjnej metody AVE (metoda autorska: Piętak/Wiśniewski), na której wysoką izolacyjność mogliśmy sobie pozwolić z uwagi na mały, dobrze się znający zespół o dużym doświadczeniu. Ogromne podziękowania dla ekipy Speleoklubu Brzeszcze pod wodzą niezawodnego Zira za unifikację, wdrożenie i weryfikację metod opracowania górotworu (- Chłopaki! Dzięki za uwagi i poprawki. Fantastycznie było choć przez chwilę być waszymi kursantami – musimy to powtórzyć! – Stanley, Damian i Darek).

en_GBEnglish